Skrzydlate maleństwo [seria "Historie pachnące ogrodem"]
Wiosna to taki czas, kiedy w ogrodzie dużo się dzieje. Wraz z jej nadejściem wszystko wokół budzi się do życia.
Wracają ptaki z dalekich podróży, z miejsc, w których lepiej im było przeczekać zimę, przez czarną i wilgotną od śniegu ziemię przedzierają się pierwsze byliny, wschodzą tulipany, a gałązki drzew wypuszczają pierwsze liście.
Za kilka tygodni w ogrodzie będzie naprawdę zielono. Wiedzą już o tym ptaki zlatujące się pod wielkim starym orzechem. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu śnieg pokrywał wszystko wokół i trudno było im samodzielnie znaleźć coś do jedzenia…
Posłuchaj bajki Skrzydlate maleństwo:
Teraz z pewnością czują wolność i swobodę w zdobywaniu pokarmu, a z wdzięczności do gospodarzy ogrodu, którzy zimą regularnie zostawiali dla nich w drewnianym karmniku ziarna i kawałek słoniny, sprzątają trawnik z łupin i orzechów, niedokładnie wyzbieranych jesienią.
"Bajki Jak Dawniej" możesz słuchać na:
Antek lubił siedzieć na parapecie kuchennego okna i obserwować, jak ptaki a to wzbijają się w powietrze, a to lądują przy starej studzience, świergoczą, śpiewają przysiadując co chwile na innej gałązce, psocą i tańczą na niebie niczym w rytm wesołej melodii, którą Antkowi często śpiewa jego dziadek.
Obserwacje trwały tak dobrych kilka minut i pewnie trwałyby jeszcze dłużej, lecz w pewnym momencie ptaki, wzleciały tak wysoko, że chłopiec stracił je z pola widzenia.
Skończył się seans za oknem. Antek zeskoczył z parapetu, otworzył drzwi do babcinej spiżarni i sięgnął do skrzyni z jabłkami wybierając dla siebie to największe i najbardziej czerwone. Wgryzł się w soczysty owoc i w tym sa!mym momencie przypomniał sobie słowa babci, która zawsze powtarza, że owoce trzeba myć przed jedzeniem, nawet te najlepsze, prosto z sadu. Podbiegł więc do zlewu, obmył owoc pod bieżącą wodą i wytarł go niedbale w koszulkę, którą miał na sobie.
Jedząc, spojrzał jeszcze raz, ten ostatni raz na ulubione drzewo w ogrodzie. Nagle zauważył, że chyba coś z niego spadło. Coś bardzo małego, tak małego, że najpierw pomyślał, że pewnie coś mu się przewidziało, ale kiedy zobaczył, że w trawie coś się poruszyło, pobiegł do dziadka żeby mu o tym powiedzieć.
– Dziadku! Kiedy siedziałem na parapecie w kuchni, zauważyłem, że coś małego spadło z drzewa i to się rusza! Z tego wiesz! Naszego ulubionego drzewa, pod którym umieściliśmy domek dla owadów.
Dziadek odłożył gazetę i spojrzał na wnuczka zza okularów, ale nim zdążył coś powiedzieć, Antoś kontynuował zdecydowanym głosem:
– Chodźmy tam dziadku! Chodźmy! Musimy to sprawdzić! Pójdziesz ze mną? Proszę, proszę, proszę!
Dziadek nie dał się dłużej prosić. Wiedział, że jeśli chodzi o ogrodowe zagadki, wnuczek nie odpuści dopóki nie znajdzie rozwiązania, a z resztą… sam był ciekaw, co tam się wydarzyło.
Założyli buty i kurtki, wprawdzie zaczęła się już wiosna, świeciło słońce, ale na zewnątrz wciąż jeszcze hulał wiatr. Wychodząc w koszulce z krótkim rękawkiem można byłoby się przeziębić.
Dziadek przekręcił klucz w starych już i skrzypiących drzwiach domu, a gdy te się lekko uchyliły, podekscytowany chłopiec wybiegł prędko, wcale nie patrząc pod nogi, a pędząc w kierunku drzewa.
Dziadek widząc ten pośpiech natychmiast krzyknął:
– Tylko ostrożnie! Ostrożnie, Powoli! Trzeba patrzeć pod nogi! To może być małe zwierzątko! Musimy szukać uważnie żeby przypadkiem na nie nie nadepnąć!
Antoś słysząc to, zatrzymał się od razu. Poczekał, aż dziadek dorówna mu kroku i wspólnie, powoli, tym razem patrząc uważnie pod nogi kierowali się do wskazanego przez chłopca miejsca, a tam.. tam okazało się, że… nie ma zupełnie nic..
– Ale jak to? Przecież widziałem…
Rozglądał się Antek dookoła…przecież… – Ojej! Widzę! Widzę! Tam, tam coś jest! Tam dziadku, coś skacze!
No i…. Rzeczywiście! już wcale nie pod drzewem, a przy babcinej rabacie z jeżówkami i łubinem, chłopiec zauważył małą ptaszynę.
– To podlot – powiedział dziadek z pewnością w głosie. – Młody ptak, już nie pisklę, ale nie potrafi jeszcze dobrze latać latać. Najwyraźniej wypadło z gniazda albo ćwiczy utrzymywanie się w powietrzu.
Antek zrobił duże oczy, był wyraźnie zaniepokojony tym, co powiedział dziadek. No bo skoro ptak jeszcze nie potrafił latać…
– Dziadku? Co teraz z nim będzie? Możemy go zabrać do domu? Musimy mu jakoś pomóc!
Podeszli razem trochę bliżej, żeby móc ocenić, czy ptaszek jest ranny, ale on wcale nie pozwalał im się do siebie zbliżyć. Z każdym ich krokiem przeskakiwał w trawie coraz dalej i dalej, jakby chciał uciec, nie potrafiąc jeszcze latać.
Dla dziadka był to sygnał, że ptak jest zdrowy, i wszystko z nim w porządku. Nie jest ranny, bez żadnych trudności przemieszcza się z miejsca na miejsce. Jedynie nie nauczył się jeszcze latać, ale to normalny etap rozwoju. Kiedy ptasia mama chce nauczyć młode samodzielności, wypycha je z gniazda sugerując, ze już czas na pierwsze samodzielne loty.
– Odejdźmy stąd – powiedział dziadek. – Nie możemy go płoszyć. Bardzo możliwe, że zaraz wrócą po niego rodzice. Stańmy przy studni i z daleka poobserwujemy, co będzie się działo.
Kiedy byli już znacznie dalej, zauważyli, że ptak faktycznie próbuje wzbijać się w powietrze. Wciąż próbuje i próbuje i nawet udaje mu przez chwile utrzymać w powietrzu, ale ciągle jeszcze nie wystarczająco długo, bo po zaledwie kilku ruchach skrzydłami znowu z powrotem spada na ziemie.
Ale jak widać to zdeterminowany zawodnik! Stale trenuje, co jakiś czas wydając z siebie odgłosy, by dać znać rodzicom, gdzie jest.
Próby latania się przedłużały, mały drozd wciąż miał trudności z lataniem. Usiadł zmęczony w trawie, żeby nabrać sił i za chwile znowu próbować.
A kiedy ucinał sobie małą drzemkę, Antek spostrzegł, że przez dziurawy płot sąsiada przedziera się złośliwy kot i ewidentnie czai się na to maleństwo!
Nim zdążył krzyknąć, kot był już po drugiej stronie i widać było, że postawę ma dokładnie taką, jak wtedy, kiedy poluje na mysz!
Dziadek też to zauważył! Bez zastanowienia ruszył z miejsca na ratunek małemu drozdowi, ale ten… widząc zagrożenie, ze strachu natychmiast wzbił się w górę! Ratując się tym samym, wcale nie przed dziadkiem, a przed kotem, który miał na niego chrapkę!
Dziadek usiadł na trawie i dysząc z nagłego wysiłku, śmiał się w głos z radości, że w obliczu zagrożenia, ptak sam sobie poradził! Że okazało się, że potrafi już latać!
Antek podbiegł do dziadka i śmiali się tak razem, siedząc na trawie i obserwując, jak mały drozd, teraz już razem ze swoimi rodzicami, krążą nad ich głowami.
Ehhh… To był dobry dzień. Ogrodowa zagadka rozwiązana. Kolejna cenna lekcja z ogrodu o tym, że nawet ptaki nie rodzą się od razu z umiejętnością latania.